Z innej beczki, czyli jedz, jak jada król!

wedding dinner table

Jak to możliwe?

Zadawaliście sobie kiedyś pytanie co to się nagle stało? Co się nagle stało, że jako pierwsze pokolenie (mówię tutaj o 40 – 50 latkach) w historii ludzkości, jesteśmy słabsi od poprzedniego? Do tej pory, od początków istnienia człowieka na ziemi, każde, ale to każde pokolenie było silniejsze od poprzedniego. Żyliśmy dłużej, zdrowiej, do późnych lat utrzymywaliśmy się w dobrej kondycji. Nie jest prawdą, że nagle wiek ludzkości wzrósł. Wzrosła średnia, a ze średnią jest jak ze średnią płac… Aby się przekonać wystarczy przeglądnąć historię, popatrzcie na długość życia różnych znanych postaci, niejednokrotnie osiągali wiek 80 i więcej lat. I to bez szczepień, chemicznych leków, podtrzymywania ich przy życiu rożnymi metodami. Wysoka natomiast była śmiertelność w wieku wczesnodziecięcym, kobiet po porodach, w różnych wypadkach, czy w końcu epidemii. Ogromną rolę odgrywały warunki higieniczne, które niewątpliwie wzrosły.

Zastanawiam się jaka jest prawdziwa średnia wieku dzisiaj, skoro takie choroby jak nowotwory potrafią zabijać już niemowlęta.

Kwestia taktu

Jestem w wieku, w którym jak się okazuje, wypada już chorować. Wielu moich znajomych wszelkie swoje rozmowy rozpoczyna od listy licznych dolegliwości. Czasami aż mi głupio, bo na pytanie „a co u ciebie?” jedyne co mogę odpowiedzieć to… wszystko dobrze czyli nie mam się czym pochwalić na tym polu.

Co takiego zatem zaszło, że tak dramatycznie spadła nasza kondycja? Być może średnią osiągamy dużo wyższą, ale czy sami nie znacie licznych wypadków, gdzie umierają młodzi, często bardzo młodzi ludzie? I co znamienne, wszyscy się na coś leczą! Od dziecka do starca. Leczymy się właściwie od urodzenia i bez końca. Miewamy krótkie przerwy by znowu znaleźć się u kolejnego lekarza.

Porównując nasz styl życia z naszymi poprzednikami każdy zauważy, że zmieniły się przede wszystkim trzy czynniki:

  • Sposób odżywiania
  • Ruch został zastąpiony siedzącym trybem życia
  • Leczymy się stale i właściwie wyłącznie chemicznie

O dietach każdy słyszał, o żywności bio i o dostarczaniu organizmowi wszystkich niezbędnych składników również. Ja też słyszałam. I przez wiele lat, jak u większości, na tym się kończyło. Zakupy robiłam w marketach, kupowałam „co trzeba” żeby rodzina dostała zbilansowany posiłek i… chorowaliśmy. Czasem więcej, czasem mniej. Biegliśmy do lekarza, dostawaliśmy cudowne pigułki w tym antybiotyki, które natychmiast stawiały nas na nogi. Albo i nie… Mój syn w wieku przedszkolnym nie wychodził z antybiotyków, dostawał je nawet dwa razy w miesiącu a ja zupełnie nieświadoma i pełna zaufania do lekarza stosowałam je. Nie, nie było lepiej. Poprawa przychodziła na krótko.

Co jada Ela?

Wracając do diety i naszych zakupów. Ostatnio w tv widziałam królową Elżbietę. Piękna staruszka. Ma prawie 90 lat i jak widać, jest w doskonałej formie. Zadaliście sobie kiedyś pytanie co taka królowa jada? Skąd pochodzą produkty żywnościowe z których przygotowuje się jej posiłek? Myślę, że nikt nie pomyślał nawet, że jej służba udaje się do supermarketu, żeby tam zaopatrywać królewską kuchnię.

No właśnie, co takiego jest lub raczej czego nie ma w żywności, którą je królowa?

Królowa i jej rodzina jadają po prostu bio. W ich ogrodach ogrodnicy uprawiają to co rodzinie królewskiej jest potrzebne. Jeśli tego nie mają zakupują tylko tam, gdzie produkty są sprawdzone, przebadane i czyste. Ta żywność jest czysta pod względem chemicznym. Jest w końcu wielkim zaszczytem zaopatrywać kuchnię królewską, móc sobie powiedzieć „Ela jadła dzisiaj moją marchew”. Wybiera się zatem tą najlepszą z najlepszych.

Chemia spożywcza rulez!

Dieta jest podstawowym czynnikiem naszego zdrowia. Można to bagatelizować, lekceważyć i wyśmiewać, ale sprawa jest prosta. Jakiego paliwa dostarczysz tak będziesz jeździć. Paliwo ma być adekwatne do silnika. Jesteśmy organizmami naturalnymi. Nie ma w nas sztucznej chemii, póki jej nie dostarczymy a robimy to codziennie w ilościach zatrważających. Wpadamy do marketu i bierzemy co popadnie. W ogóle nie mamy nawyku spoglądania na etykiety a już zupełnie zastanawiania się nad tym co to jest np. karagen, dextroza czy glutaminian. Kupujemy margaryny o zapachu świeżego chleba (???!!!), mięso „wędzone” farbą, śmietanę z gumą guar, ciasteczka z glutaminianem, „soki” które owocowe są tylko z nazwy i cukierki z tysiącem kolorantów. Wszystko bez wyjątku, włącznie z mięsem, sowicie okraszone cukrem w licznych jego postaciach. Do tego dorzucamy sobie bonus w postaci pasty do zębów z fluorem, szamponu z laureth sulfate, dezodorantu z aluminium, dziecku oliwkę z tablicą Mendelejewa, środki czystości najlepiej z chlorem i jesteśmy zadowoleni, bo w jednym miejscu kupiliśmy wszystko czego szukaliśmy i za rozsądne pieniądze.

Chwilowa bezradność

Moją pierwszą myślą, gdy już wyuczyłam się, że w sklepach jest może 1% żywności nadającej się jako tako do spożycia, było pytanie: to co my będziemy jeść i skąd mam to wziąć??!!

Wszystko zależy od determinacji. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale zbyt trudno też nie jest. Gdy mówię moim klientom o żywieniu, najczęściej widzę przewracanie oczami, później bunt i lekceważenie. Słyszę: ja chcę żyć normalnie, przecież nie będę się tego uczyć, to za trudne dla mnie, nie mam na to czasu i jeszcze kilkadziesiąt innych wymówek.

Chcemy, żeby było szybko i prosto. Najlepiej gotowa pizza z mikrofalówki, smaczny kawałek kiełbasy, który wytrzyma z miesiąc w lodówce i owoce, które w domowych warunkach wytrzymają tyle samo. Wszystko ma być ładne, opłukane, długoterminowe i gotowe do spożycia. I mamy nie tracić na to naszego cennego czasu (o czasie będzie w innym poście).

Tak nie ma. Coś za coś. Albo jemy jak królowie, albo kupujemy żywność przemysłową. Albo jemy, albo podtrzymujemy coraz słabsze funkcje życiowe.

Teraz kilka podpowiedzi:

1. Mam się tego uczyć?!

Tak! Naucz się co jest w żywności, którą jadasz i czym ci to grozi. Dzisiaj się nad tym nie zastanawiasz a jutro wylądujesz u lekarza z wielkim zdziwieniem: dlaczego ja?!

2. To dla mnie za trudne.

Tylko na początku. Jeżeli już zupełnie nie możesz tego ogarnąć to przyswój zasadę: jeśli w twoim jedzeniu znajduje się składnik, którego nie znasz albo nawet masz problem z jego przeczytaniem to odstaw produkt. Mięso jest mięsem, kefir kefirem, sól solą a ser serem. Koniec i kropka

3. Skąd mam to wziąć?

Od rolnika gapo. Jest pełno kooperatyw, które się tym zajmują, wystarczy poszukać w necie. Kupować należy też na targu np. od babci, niekoniecznie od zawodowego sprzedawcy, bo ten kupi byle taniej i byle więcej. Poszukaj w okolicy sklepów, stoisk z żywnością bio i naucz się tam kupować! Można kupić wszystko od owej marchewki dla Eli przez mleko, sery do mięsa i wędlin.

4. Tysiąc innych wymówek

Nie pieprz Pietrze…

Jest tego również skutek uboczny, który bardzo cenię. Jedzenie bio jest droższe. Przeciwnicy krzykną: no właśnie! Tutaj należałoby zadać sobie pytanie: dlaczego jedzenie nie-bio czy GMO jest takie tanie? Wracając do skutku ubocznego, to co jest droższe jest bardziej przez nas szanowane. Taką mamy dziwną przypadłość. Bardziej na to uważamy, rozsądniej kupujemy, szybciej zjadamy czego konsekwencją jest fakt, że mniej wyrzucamy. Nie niszczymy jedzenia. Gdy zwykły twaróg kosztuje nas dwa razy więcej, w dodatku mamy świadomość, że oto na talerzu leży samo dobro, nasz szacunek dla niego wzrasta i już nie podchodzimy do niego tak nonszalancko.

Smacznego a przede wszystkim – na zdrowie.

Podziel się: