Jest jak jest. Lato dobiega końca, drzewa żółkną powoli a my zbliżamy się nieuchronnie do okresu, w którym gnębić będą nas katar, przeziębienia, kaszel, grypa i ostatni bohater, który zdemolował życie całemu światu. Z jednej strony powstała silna grupa zwana „covidianami”, z drugiej ludzi zupełnie odrzucających istnienie wirusa.
W tej chwili nie mam zamiaru zabierać głosu w tej sprawie. Chciałam wskazać dwie korzyści wynikające niewątpliwie z zaistniałego stanu rzeczy.
1. Możemy podziękować owemu „bohaterowi”, że dowiedzieliśmy się wreszcie oficjalnie, iż syntetyczne leki przeciwwirusowe nie istnieją.
2. Leczenie infekcji wirusowych antybiotykami prowadzi do problemów, często bardzo poważnych.
Uśmiecham się pod nosem. Wreszcie, głośno i wyraźnie!
Mimo, iż wielokrotnie zdzierałam sobie gardło na szkoleniach, warsztatach czy w dyskusjach tłumacząc ten oczywisty fakt, niewielu chciało przyjąć go do wiadomości, bo przecież jako naturoterapeuta nie mam w zasadzie pojęcia o czym mówię. Wiadomo, jestem po drugiej stronie i mówię to ze zwykłej przekory by zniechęcić do stosowania metod „potwierdzonych naukowo”. A tu buuum. Podobnie jak wielu naturoterapeutów mam dzisiaj smutną satysfakcję. Potrzebny był kryzys światowy, żeby wreszcie ktoś to wydusił. Nie ma skutecznego leku syntetycznego na wirusy. Wszystkie te cudowne środki stosowane na grypę, katar, przeziębienie okazały się być jedynie substancjami usuwającymi objawy (co zresztą uczciwie podają w reklamach, ale kto by tego słuchał). Prócz tego zaczęto przestrzegać przed stosowaniem tych środków „przeciwzapalnych”, bo może to prowadzić do prawdziwego nieszczęścia. Zatem zostań w domu i wróć kiedy ci przejdzie! Często i chętnie to powtarzam: człowiek chory jest chory i musi spokojnie się wychorować. Dać zawalczyć organizmowi wspierając jego naturalne możliwości do pokonania choroby. Jak się to robi? Przede wszystkim przez cały czas a nie jedynie magiczną pigułką, gdy już jest za późno i nasz nieproszony gość spokojnie zadomowił się np. w naszych drogach oddechowych. O odporność dba się przez 365 dni w roku, 7/7. Nie ma przebacz. Piszę o czymś o czym wszyscy wiedzą? Zapewne! Zapytam jednak od kiedy i czy przez ostatnie pól roku w ogóle, wykonujesz jakieś czynności by tę odporność zwiększyć? Bo samym gadaniem to tylko sobie struny głosowe nadwyrężysz.
Ruch
Oj jak to boli. Ruch na świeżym powietrzu. To już boli niemiłosiernie. Przecież to obciach, ja stara baba? Ja poważny facet na poważnym stanowisku? A ja mam jeszcze czas, jestem młody, silny i pięknie wypasiony na fastfoodach.
Proszę bardzo. Nie chcesz, nie rób. Twoja sprawa. Okaleczaj się dalej.
Jedzenie
Komu by się chciało uganiać za warzywami bio? Poza tym bio to ściema. Nie ma już takich. Przy okazji drogie i nie mam pewności czy to na pewno bio.
Masz rację, nie masz, szczególnie kupując w supermarkecie. Natomiast kupując nie bio masz pewność, że najesz się tablicy Mendelejewa. Za to jak pięknie wygląda! I jakie tanie! I babci smakuje, która codziennie zjada garść syntetyków (no bo chora). I dziecku smakuje, bo takie ładne opakowanie i słodkie. Trochę je potem obsypuje, ale to na pewno alergia, taka jego uroda.
Teleporady
Wprawdzie pokazały nam, że możemy się bez wielu z nich obejść a nasze stałe wycieczki do gabinetów nie są wcale konieczne jednak to przecież skandal.
No bo jak to? Mając wirusy mam po prostu zostać w domu? Minimum przez 14 dni??? Przecież do tej pory dostawałam/em zwolnienie max. na 3 dni, garść recept i jakoś było. Czasami ten wirus był tak dokuczliwy, że potrafił doprowadzić do powikłań, raz chorowałam/em 3-4 tygodnie a mój znajomy dostał nawet zapalenia płuc i wylądował w szpitalu!
Serio??? Jakimż to cudem???? Bezczelny wirus! Trzymał 3 tygodnie, przy usuwanych objawach i podstępnie (?), niewyleczony potrafił doprowadzić do powikłań. Skandal po raz drugi!
Ja musze chodzić do pracy!
Masz rację, musisz. Rozumiem, że praca jest ci niezbędnie potrzebna do przeżycia. Tylko jak już wylądujesz w szpitalu z powikłaniami to co? Zerwiesz się na dniówkę i później wrócisz, żeby się podleczyć? Ok…. tyko jak się zerwiesz, kiedy już ani rączką, ani nóżką?
Wezmę sobie to cudo, i to cudo i tamto. Przecież mówią, że pomaga.
Mówili też i to wielokrotnie, że nie ma rady, trzeba antybiotyk…. Na te grypę. Później się z tego z wrzaskiem wycofali. Ale ty już masz dysbakteriozę.
Grzecznie, codziennie, za własne pieniądze, kupujemy sobie trucizny w wielu postaciach. Bo ładne, smaczne, kolorowe albo nam powiedziano, że trzeba. Potem siadamy na naszej kanapie, po ciężkim dniu pracy, z tymi przysmakami przed telewizorem, gdzie karmimy się kolejnymi, tym razem intelektualnymi truciznami. I dzień dobiega końca. Jeszcze tylko ta tabletka na sen, syndrom niespokojnych nóg, źle pracująca wątrobę, skurcze mięśni, rozwolnienia/zaparcia, ból głowy, maść na bolące kolanko, dziecku syropek (ma potworną 36,8°C gorączkę), babci to co z rozpiski, bo kto by to spamiętał. Wiadomo, senior a senior ma to do siebie, że musi być chory. Teraz można w pełni odpocząć. Masz jakieś 4 godziny, byle szybko zasnąć, bo od jutra kolejny piękny dzień. Często modlisz się, żeby tylko minął, bo już bokami robisz, ale cóż, trzeba.
Ziółka, witaminki, środki naturalne, jakieś popaprane olejki???? To ty jeszcze wierzysz w te zabobony??? Nic nie powiem, ale uważam, że lekko ci odbiło.
To nie kwestia wiary, ale kilku tysięcy lat doświadczeń (tak, na ludziach). Ludzkość przeżyła stosując je przez całą swoją historię. Jesteśmy pierwszym w jej dziejach, słabszym pokoleniem od poprzedniego. Pierwszym! Mimo ogólnodostępnej żywności i produktów z całego świata, mimo wysokiego poziomu higieny, mimo osiągnięć medycyny. Zatem jak to możliwe i kto nam to robi? Wiem! To przeklęte, skażone środowisko naturalne. Skażone naturalnie przez nich (tzn. przez kogo?). No bo przecież nie przez ciebie…
C.D.N.