Epidemie….
Przez całą historię ludzkości przetaczały się różne epidemie. Choć mało o tym słyszymy, jest tak do dzisiaj. Cholera i dżuma do dzisiaj zbierają swoje żniwo, chociaż na mniejszą skalę. Pośród pomniejszych epidemii w historii zapisały się trzy pandemie dżumy, które wytrzebiły populację świata zmniejszając ją niemal o 80%. Największe z nich przetoczyły się przez Europę w VI w. (tzw. dżuma Justyniana), następnie w połowie XIV wieku i trochę później w Chinach. Trzecia pandemia dżumy rozpoczęła się w 1855 r. by zakończyć się w 1959 r. (!) Przesuwała się po całym świecie nie omijając tak odległych obszarów jak USA czy Australia.
Mniejsze epidemie zdarzały się wielokrotnie i przetaczały się przez wiele miast Europy i Azji. Zrządzeniem losu największa pandemia dżumy nie rozprzestrzeniła się na większości terenów obecnej Polski. Uważa się, że było to zasługą króla Kazimierza Wielkiego, który zarządził kwarantannę na granicach kraju i nakazał izolowanie miast.
Kruk
Od XVI w. symbolem zarazy był ubiór lekarzy, który charakteryzował się czarnym kapeluszem, długim czarnym płaszczem i maską w kształcie ptasiego łba z długim dziobem. Kolorystyka stroju doskonale pasowała do wyobrażeń o śmierci zarówno ze względu na czarne, martwicze zmiany na ciałach chorych jak i symbolikę czarnego koloru. Kształt maski, choć biały, przypominał kruka co doskonale wpisywało się w demoniczny wydźwięk epidemii. Właściwie nic by nie dziwiło w tym stroju, gdyby nie ten… dziób. Oczywiście można by porównać go do owego symbolu kruka, który od wieków już kojarzył się z czarną magią, nieszczęściem i złem, jednak powód był zasadniczo inny. Otóż w tym „dziobie” umieszczano wonne olejki lub octy mające rzekomo jedynie tłumić fetor rozkładających się ciał. Nie znamy śmiertelności ówczesnych lekarzy jednak metoda była powszechna zatem może skuteczna? Ciekawe, że mieszano tam wonne olejki a nie zwykle perfumy, które równie skutecznie tłumiłyby fetor, a musiał być potworny…
Czterech czy siedmiu?
Mogło być tak, że przyczyniło się do tego czterech złodziei z Marsylii (lub Tuluzy a niektóre źródła podają, że było ich siedmiu). Owi dżentelmeni znaleźli sposób na zarobek. Grabili domy i okradali zwłoki zmarłych na dżumę. Po pewnym czasie jednak zostali schwytani przez straż miejską. Wszystkich zadziwił fakt, że dżentelmeni ci mieli bezpośredni kontakt z chorobą a mimo to na nią nie zapadli. Niektórzy przypisywali to oczywiście nieczystym mocom wspierającym złodziei w ich procederze. Jednak władze wykazały w tym wypadku więcej przytomności, co w tamtych czasach nie było takie oczywiste i w tej materii niewiele się zmieniło do dzisiaj 🙂 . Doszli do wniosku, że to nie tyle nieczyste moce chronią złodziei a jakaś metoda, dzięki której się zabezpieczają. Złodziejaszków poddano przesłuchaniom. Myślę, że to dobrze, że nie wiemy, jak one wyglądały … W czasie tych przesłuchań złodzieje zdradzili swój sekret. Wyznali wówczas, że używają octu, w którym przez 12 dni macerowali zioła rozmarynu, imbiru, cynamonu i goździków. Następnie pili go i się nim starannie nacierali dla ochrony. Ponoć za wyjawienie tej tajemnicy złodzieje zostali ułaskawieni. Można powiedzieć, że ocet uratował im życie dwa razy.
Zapamiętani w occie
Od tamtej pory mieszanka ta nazywa się „octem czterech (siedmiu) złodziei”. Sprzedawana (prawdziwa czy tez nie) w późniejszym czasie na różnych targowiskach. Przypisywano jej przeróżne właściwości, niemalże nadprzyrodzone. Historia ta jest jednym z najsławniejszych opisów skuteczności ziół i olejków eterycznych. Być może właśnie temu sprytowi złodziei średniowiecza niejeden lekarz z czasów późniejszych zawdzięczał życie, nosząc ziołowy ocet w dziobie swej maski?