Jajka na miękko

Podróże wakacyjne dobiegły końca… chyba, bo lubi być rożnie. Dużo tego było w tym roku. I tak jak lubię najbardziej. Bez najmniejszej napinki. Zupełna swoboda. Główny plan: bezplanu – zrealizowany. Powitałam swoje cztery kąty z nieukrywaną radością.

Obudził mnie pies, trącając zimnym nosem w rękę. Wyraźnie zadowolony, gdy otworzyłam oczy zaczął machać ogonem. Słońce już oświetlało cały pokój a zieleń drzew za oknem zdawała się  wydzierać  «wstawaj, lato nie trwa wiecznie!» Pierwsza myśl : Boże, jaki cudowny dzień… Wstałam, przebrałam się i poszliśmy pobiegać. Często zastanawiam się kto tutaj kogo wyprowadza na spacery. Po powrocie prysznic i … praca (?). Ranek był zbyt piękny, żeby pracować. W dodatku okazało się, że nie ma pieczywa. Ach, ach jakaż fatalna okoliczność zmuszająca do ponownego wyjścia. Słonce świeciło już nie upalnie, ale takim lekkim sierpniowym ciepłem. W okolicy cisza. Ten poranny odgłos kroków na chodniku … jakaż to ogromna przyjemność. Cała w zachwytach nad tymi zupełnie «zwyczajnymi cudami» dnia powszedniego dotarłam do piekarni co wcześniej oznajmił mi TEN zapach. Zapach świeżego pieczywa pomieszany z zapachami ciast, ciasteczek i croissantów. Stanęłam na chwilę, żeby wchłonąć to wszystko na raz : ciszę, słońce, chłód poranka, zapach dobroci dochodzący z piekarni i widok mojego rozradowanego psa z błyszczącym, zimnym nosem. Weszłam do piekarni a tam wszystko jak zwykle. Te same znane ekspedientki, te same formułki wypowiadane na dzień dobry, bagietki na swojej półce, croissanty z czekoladą, rodzynkami i budyniem w równych szeregach w tym samym miejscu co zwykle. Nie miałam najmniejszego zamiaru wyłamywać się z tego porządku i kupiłam to, co kupuję zazwyczaj.

Wróciliśmy nieśpiesznie do domu. Ja, mój pies, bagietki i poczucie wielkiego spokoju.

Zrobiłam śniadanie. To co zwykle. Po 2 jajka na miękko dla każdego i kawałek bagietki z masłem.

Obudziłam towarzystwo tradycyjnym: hallo śniadaaanie ! Odpowiedziały mi zaspane głosy : już idę…  I jak zwykle nikt się nie ruszył aż nie usłyszeli stukania łyżeczki o skorupkę jajka, co oznacza, że nie mam zamiaru czekać aż szanowna młodzież otworzy oczęta.

Jedliśmy śniadanie bez pośpiechu. B. ma patent pierwszego stopnia na złośliwości w naszej rodzinie, czego nam nie żałuje. Dowcip tego człowieka bawi mnie nieustannie, mimo, że na równi z M. jestem przedmiotem nieraz niewybrednych żartów. Zapewne obraziłabym się … gdyby to nie było takie śmieszne. M. na szczęście dzielnie stawia mu czoła, ja ostatecznie nie pozostaję dłużna, czyli jakoś sobie radzimy. Lubimy śmiać się z siebie.

Lekki wiatr kołysał drzewami, szumiały delikatnie, słońce zaglądało nam w talerze oświetlając ich twarze i rozjaśniając ich jeszcze bardziej niebieskie oczy. Nie spieszyliśmy się by odchodzić od stołu mimo skończonego posiłku. Było nam błogo, letnio, słonecznie i łagodnie. Patrzyłam na nich z ogromną satysfakcją. Oto dwie istoty, które postanowiły przyjść na świat jako moje dzieci i zaszczycić mnie swoją obecnością przez ładnych kilka lat. Zbliża się czas, gdy każde z nas ruszy w swoją stronę, z której  przyślą mi pocztówkę w postaci odwiedzin w niedzielne popołudnie lub wieczorngo telefonu by przegadać jakąś sprawę. Dzisiaj jednak zastał nas słoneczny poranek, jeszcze jeden, jeszcze wspólny, jeszcze jak zwykle.

W tym właśnie momencie zdałam sobie sprawę, że dziękowałam Bogu za wiele, za nasze zdrowie, za pomyślnie przebrnięcie przez różne kryzysy, kłóciłam się z nim często, wyrzucałam mu solidny ciężar doświadczeń,  ale nigdy mu nie podziękowałam za to, że może być jak zwykle : słońce, śmiech i jajka na miękko. Zdałam sobie również sprawę z tego, że znam odpowiedź na pytanie stawiane mu często i w złości : po co ja się tak ze wszystkim uganiam?! Teraz już wiem. Żeby było jak zwykle.

Dziękuję za ten chleb powszedni (chociaż zazwyczaj jest to bagietka)

Największą przyjemnością podroży są powroty, by odkryć, że najlepiej smakuje chleb (bagietka) z masłem, czego i Wam życzę.

Howgh

Podziel się: