Jeszcze wakacje trwają w najlepsze. Za mną ich pierwsza część. Uwielbiam lato, upalne dni, cudownie błękitne niebo zwłaszcza tam, gdzie mnie serce ciągnie zawsze. Beskid Wyspowy jest przepiękny! Nogi wielokrotnie na jego szlakach otarłam i nigdy mi się nie nudzi. Powiecie, że są inne, piękniejsze góry? Zależy dla kogo 😊. Od lat też nie zdarzyły mi się wakacje bym nie odwiedziła swego rodzinnego miasta – Krakowa. W miejscach, gdzie „postęp” zagląda z dużym opóźnieniem, znam każdy jego kamień. Mam tam punkty stałe, których odwiedzenie jest już nie tradycją, ale obowiązkiem przekazanym kolejnemu pokoleniu. Jakieś tam Grecje czy Hiszpanie to strata czasu 🙂 Ponoć miejsce nie ma znaczenia, znaczenie ma z kim. Wiele w tym prawdy. Od siebie dodam, że mimo iż towarzystwo, któremu się poświęca swój cenny czas jest niewątpliwie najważniejszym elementem, to jednak miejsce, w które się jedzie jest tylko odrobinę mniej istotne w tej historii.
Kto wie? Może los się do mnie uśmiechnie i będę mogła wrócić na stare śmieci? Oby. Tymczasem kilka migawek z „mojego raju”.
P.S.
Nie dziwcie się grzesznym „przysmakom”. Grzeszyć trzeba! Sami spróbujcie a wrócicie😊. Aureolka jest ciężka i czasem trzeba od niej odpocząć a każdy święty ma coś za pazurami 😊.