Trudna sprawa
Leczenie boreliozy czy neuroboreliozy nie jest proste zarówno metodą alopatyczną jak i naturalną. Podobnie jak wszystkich chorujących, którzy interesują się obydwoma tymi metodami ogarnęło mnie mnóstwo wątpliwości zarówno w stosunku do pierwszej jak i drugiej. Pierwsza niesie za sobą dwa ogromne ryzyka: wyniszczenie organizmu i brak pewności pozytywnego skutku. Druga, ponieważ nie jest poparta autorytetem medycyny konwencjonalnej budzi kontrowersje jako „pogaduszki wiejskiej babki”. Ja ostatecznie zdecydowałam się właśnie na nią, czego do dzisiaj nie żałuję. Nikogo do niej nie namawiam, to była wyłącznie moja decyzja i opisuję tutaj tylko to czego doświadczyłam na sobie. Dzisiaj polecam ją osobom, które przychodzą do mnie z boreliozą i z zadowoleniem stwierdzam jej pozytywne skutki również w ich wypadkach. Niemniej podkreślam, nie będę tutaj dyskutować o tym, co dla kogo jest lepsze. Każdy wybiera sam i sam ponosi za to odpowiedzialność.
Dlaczego nie?
Dlaczego nie zdecydowałam się na leczenie konwencjonalne? Byłam u jego progu, kupiłam nawet wszelkie zalecone mi antybiotyki. Mój lekarz, stosujący metodę ILADS zapisał mi cztery antybiotyki jednocześnie. Dodatkowo suplementy, probiotyki i witaminy. Cztery antybiotyki jednocześnie…. Nie na tydzień, nie na dwa, na kilka miesięcy. Znając działanie antybiotyków i jego skutki uboczne postanowiłam zaryzykować wychodząc z założenia, że jeśli nic mi nie dadzą metody naturalne to mam czas wytoczyć te najcięższe działa. Krętek borelii nie jest głupi. Nauczył się już co zrobić, żeby przetrwać antybiotyki. Podobnie jak inne patogeny. Antybiotyki braliśmy na taką skalę i z taką częstotliwością, że większość z nas jest na nie dzisiaj oporna.
Postanowiłam użyć wszelkich znanych mi metod począwszy od ziołolecznictwa, przez aromaterapię po witaminy i suplementy.
Pierwszy krok
Na pierwszy ogień poszło odrobaczanie.
Kiedyś dziwiła mnie ilość osób z pasożytami do tego stopnia, że podejrzewałam biorezonans o „nadgorliwość”. Okazało się to jednak bezpodstawne. Najczęściej nawet nie mamy pojęcia, że nas dręczą. Zły sen zrzucamy na stres, problemy jelitowe traktujemy jako niestrawność, cienie pod oczami tłumaczymy przesileniem wiosennym lub brakiem wypoczynku, wszelkie problemy skórne ewentualnymi alergiami, huśtawki nastrojów zmianami hormonalnymi lub pogodą itd. Objawów jest mnóstwo. Nawet nie przyjdzie nam do głowy, że to mogą być po prostu pasożyty. Owsiki, glisty, tasiemiec, lamblie i jeszcze kilkadziesiąt innych. Podobne objawy daje również kandydoza. Generalnie nikt nawet nie stara się dociec, czy to nie przypadkiem jedno lub drugie. Herbatki lub leki na sen, herbatki lub leki na trawienie, multiwitaminy (?!), maści i kremy na pryszcze lub suchą skórę, leki hormonalne itp. Nie mówiąc już o zupełnym braku zaleceń dietetycznych. Ja będę z uporem maniaka powtarzać, że to co jemy ma zasadnicze znaczenie. O diecie będzie w osobnym poście.
Nie zaryzykuję
Zwolennicy metod konwencjonalnych odeślą nas do apteki. Ja oczywiście będę optować za odrobaczaniem sposobami naturalnymi. Wystarczy przeczytać listę ewentualnych skutków ubocznych na ulotkach leków, które w takich wypadkach nabywamy. Ja do tego celu użyłam biorezonansu (dostępny w Polsce dosłownie wszędzie), kapsułek dojelitowych z olejków eterycznych oraz czopków doodbytniczych również z olejkami. Tego w Polsce raczej nie uświadczysz. Olejki, z którymi miałam styczność w Polsce kupuję chętnie i… używam ich jako odświeżaczy powietrza w toalecie lub jako dodatek do różnego rodzaju środków czystości wykonanych domowym sposobem. Niestety nie mogę ich polecić jako środków terapeutycznych.
Zarówno kapsułki jak i czopki zrobiłam sama, jednak nikomu, kto nie zna się na olejkach absolutnie nie polecam, żeby się za to brał. Olejki to silne substancje, źle stosowane mają działania niepożądane, niejednokrotnie bardzo poważne (uszkodzenia wątroby, poparzenia skóry lub śluzówki, poronienia). Obawiając się, że znajdą się chętni do samodzielnego ich sporządzenia nie podaję ich składu.
Inne
Natomiast można znaleźć bardzo dużo ziołowych środków na pasożyty, przeważnie na bazie wrotyczu, które w połączeniu z biorezonansem dają dobre wyniki. Należy pamiętać, że odrobaczaniu musi poddać się cała rodzina jednocześnie. Inaczej to nie ma większego sensu. Ważnym jest również by „zaczepić” leczeniem o pełnię księżyca. To właśnie wówczas najchętniej mnożą się w nas pasożyty. Leczenie pasożytów nie jest sprawą „jednego strzału”. Terapię należy kontynuować co najmniej przez trzy miesiące. Jeśli chodzi o biorezonans to wasz terapeuta powinien wam wytłumaczyć jak to się odbywa.
Wpadliśmy w temat pasożytów przy okazji boreliozy, ale proszę pamiętać, że wszyscy powinniśmy się odrobaczać raz w roku, szczególnie osoby posiadające zwierzęta. Od siebie dodam, że oczywiście stosując metody naturalne 🙂