Jeszcze wakacje trwają w najlepsze. Za mną ich pierwsza część. Uwielbiam lato, upalne dni, cudownie błękitne niebo zwłaszcza tam, gdzie mnie serce ciągnie zawsze. Beskid Wyspowy jest przepiękny! Nogi wielokrotnie na jego szlakach otarłam i nigdy mi się nie nudzi. Powiecie, że są inne, piękniejsze góry? Zależy dla kogo . Od lat też nie zdarzyły mi się wakacje bym nie odwiedziła swego rodzinnego miasta – Krakowa. W miejscach, gdzie „postęp” zagląda z dużym opóźnieniem, znam każdy jego kamień. Mam tam punkty stałe, których odwiedzenie jest już nie tradycją, ale obowiązkiem przekazanym kolejnemu pokoleniu. Jakieś tam Grecje czy Hiszpanie to strata czasu
Ponoć miejsce nie ma znaczenia, znaczenie ma z kim. Wiele w tym prawdy. Od siebie dodam, że mimo iż towarzystwo, któremu się poświęca swój cenny czas jest niewątpliwie najważniejszym elementem, to jednak miejsce, w które się jedzie jest tylko odrobinę mniej istotne w tej historii.
Kto wie? Może los się do mnie uśmiechnie i będę mogła wrócić na stare śmieci? Oby. Tymczasem kilka migawek z „mojego raju”.
P.S.
Nie dziwcie się grzesznym „przysmakom”. Grzeszyć trzeba! Sami spróbujcie a wrócicie. Aureolka jest ciężka i czasem trzeba od niej odpocząć a każdy święty ma coś za pazurami
.